Ranek był chłodny i wilgotny. Powietrze miało kolor matowego, przydymionego szkła. Takie światło jest tylko rankiem jesienną porą. Chciałem zrobić więcej zdjęć ale ta nostalgia... Ciężko było mi się skupić na ekspozycji.
Podobnie jak butelka otworzonego wina która powoli uwalnia swój bukiet ja też dostrzegłem, że w miarę upływu dnia i przejechanych kilometrów zacząłem czuć zapachy przyrody, jej kolory i dźwięki.
Z tej zadumy wyrwał mnie śpiew Dzięcioła zielonego wybrzmiewający nad polem dzikiego topinamburu. Mój wzrok wędrował po pięknie przebarwiającym się na czerwono Dębie amerykańskim i krzewach głogu który pozbawiony liści kusił czerwonymi koralami owoców.
Ponidzie przywitało mnie cudownym zapachem Czarnej Nidy, szmerem traw i tym czymś nieuchwytnym...